Miał 19 lat, kiedy rozpoczął swoją zawodową przygodę. Nieprzypadkową, bo już od dziecka marzył o tym, żeby zajmować się programowaniem. Poznajcie Andrzeja – prawdziwego człowieka orkiestrę, który porzucił początki kariery muzycznej, żeby stać się developerem. Ciekawi historii Andrzeja? Zapraszamy do lektury!
Co łączy muzykę z programowaniem?
Okazuje się, że dość wiele. Andrzej wspomina swoje wczesne lata szkolne, które w dużej mierze spędził, grając na akordeonie. Szybko jednak odkrył w sobie inną pasję, którą było… programowanie.
„Mniej więcej w czwartej klasie stwierdziłem, że chciałbym być programistą i od tamtego momentu mi się to w ogóle nie zmieniło. Czyli już w podstawówce byłem dokładnie pewny tego, co będę robić w przyszłości. I dlatego całkowicie zmieniłem swoją ścieżkę. Stwierdziłem, że akordeon i szkoła muzyczna jest zbyt zajmująca czasowo. (…) To był nadmiar obowiązków. Tam nie ma czegoś takiego jak weekend, a zajęcia nie trwają tylko od poniedziałku do piątku, bywa, że w soboty również (…)”.
Czy jednak rozwój muzyczny poszedł na marne? Nie do końca. Andrzej wyraźnie wskazuje, że w tym czasie kształtował także swoje umiejętności techniczne:
„Muzyka jest bardzo techniczna, bardzo fizyczna. Im głębiej w to wchodzisz, tym bardziej masz do czynienia z matematyką i fizyką. Po pewnym czasie, muzyka rzeczywiście wymusza logiczne myślenie”.
Jednak szkoła muzyczna zaczęła odchodzić w niepamięć. „Pomagała” w tym atmosfera, którą Andrzej mianował „wyścigiem szczurów”. Jednocześnie ciężko było mu pogodzić obie aktywności. Zdecydował się więc pójść do gimnazjum z klasą kształcącą w programowaniu.
„Wiedziałem, że poświęcając czas na muzykę, nie będę w stanie się niczego nauczyć, żeby być programistą. Poza tym byłem już wykończony tym strasznym wyścigiem szczurów. Nie miało to sensu”.
W ten sposób Andrzej pożegnał się z karierą muzyczną.
Liczy się chęć samorozwoju
Andrzej może być pewny, że swoje sukcesy zawdzięcza własnemu zaangażowaniu. Poznając jego historię, ciężko powiedzieć, że szkolny program przygotował go do bycia programistą. Jak wymienia, pierwszy zawód przyszedł wraz z klasą gimnazjalną.
„Niestety klasa informatyczna była klasą z językiem hiszpańskim. To sprawiło, że do tej klasy przyszły osoby zupełnie niezainteresowane informatyką, a samym językiem hiszpańskim. (…) poziom nauki pod kątem informatycznym pozostawiał wiele do życzenia”.
Następnie szkoła wyższa. Wybór padł na technikum z klasą rozszerzającą mechatronikę. Jak wspomina Andrzej, myślał, że tutaj „już będzie fajnie”. Jednak czas szybko pokazał, że nie będzie mógł liczyć na merytoryczne wsparcie:
„Ten program oczywiście miał elementy programowania, tylko pamiętające np. lata 80 czy 90. Uczyliśmy się tego, w czym już się nie pracuje, co jest przestarzałe i dziś zupełnie nie nadaje się do niczego”.
Bezużyteczna wiedza przeszkadzała w planowaniu przyszłej kariery. Choć nie mogła też zniechęcić Andrzeja. On dalej sam dokształcał się w ulubionej dziedzinie. Do matury z informatyki również nauczył się sam i zakończył ją całkiem dobrym wynikiem.
Praca własna była jednym z głównych wyznaczników sukcesów Andrzeja. Jak sam podchodzi do bycia samoukiem?
„Musiałem sobie sam pozbierać dane i przede wszystkim sam to zrozumieć. Dzięki temu bardzo dużo nauczyłem się na swoich błędach. Nawet nie chodzi o samo to, czego się nauczyłem, ale sposób myślenia, który opiera się o samodzielne rozwiązywanie problemów. To jest nieocenione”.
Nic dziwnego, że mając 19 lat otrzymał pierwszą pracę w zawodzie.
Pierwsze szlify w zawodowej karierze
Pierwsze miejsce pracy Andrzeja już na samym początku postawiło przed nim wyzwanie. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej otrzymał zadanie, które wymagało programowania w PHP. Do tej pory Andrzej kodował głównie w językach C# i C++. W trakcie spotkania usłyszał, że na wykonanie ma dokładnie 3 dni…
„Okazało się, że to był bait (w slangu miejskim: wkręcanie kogoś – przyp. red.). Tak naprawdę spodziewano się, że zrobię to w dwa tygodnie. A ja zrobiłem to w trzy dni”.
Andrzej od razu dodaje, iż jego zadanie rekrutacyjne nie należało do najlepszych. Musiało minąć jeszcze kilka dni, aż sam dopracował szczegóły przedstawionego rozwiązania. Na nas jednak takie zdolności robią duże wrażenie. Podobnie jak zrobiły wrażenie na pierwszym pracodawcy. Po tym było już jasne, że Andrzej to ambitny i wielozadaniowy pracownik. Dlatego dostawał coraz więcej zadań, a te coraz bardziej pozwalały mu poszerzać jego kompetencje i umiejętności.
„Po jakimś czasie usłyszałem – No, to teraz masz 2 tygodnie. W tym czasie musiałem nauczyć się Laravela, taki framework pod PHP. I… zrobiłem to. Oczywiście nawet najlepsze dwa tygodnie nauki nie mogą się w żaden sposób równać z np. z kilkuletnim doświadczeniem, jednak dziś swoją znajomość Laravela oceniam bardzo dobrze. Byłem wtedy zdeterminowany jak nigdy”.
W swojej pierwszej pracy Andrzej zajmował się nie tylko programowaniem. Był także testerem. Chociaż jak sam wspomina, robił tam prawie wszystko.
„Skakałem po różnych stanowiskach. (…) W pewnym momencie wiedziałem już, że cokolwiek mi dadzą, to dam radę, tylko po prostu zajmie mi to mniej lub więcej czasu. (…) To było mega stresujące, mega męczące, ale nauczyłem się wtedy po prostu piekielnie dużo”.
Ten etap kariery zakończył się wraz z pomyślną rekrutacją do Media4U. Dzisiaj mijają już 3 lata od kiedy Andrzej rozwija się właśnie tutaj.
Czy do rozpoczęcia kariery były potrzebne studia informatyczne? Andrzej przyznaje, że miał je w planach, jednak po maturze nie mógł sobie na to pozwolić. Co więcej, miał już za sobą solidne doświadczenia w pracy. Z perspektywy czasu, nie żałuje swoich decyzji i – jak przyznaje – na studia by już nie poszedł.
Czy 3 miesiące wystarczą, żeby stać się programistą?
To pytanie może spędzać sen z powiek każdemu, kto decyduje się na szybką zmianę w swoim życiu. Jednocześnie kursy na programistę cieszą się coraz większą popularnością. Przyciągające slogany zapewniają, że branża IT jest zupełnie dla każdego. Za główny motywator reklamodawcy obrali możliwość „łatwego” zarobku… Czy taka promocja jest dobra w skutkach? Andrzej podkreśla, iż dobrze promować branżę IT, jednak nie jest przekonany do tak szerokiej grupy odbiorców:
„Mówi się, że kariera w IT jest dla wszystkich. Z jednej strony cieszę się z takiego optymistycznego podejścia, a jednak mimo to, trochę mnie ono wkurza. Mam wrażenie, że tego typu komunikaty trafiają zarówno do osób, które dobrze by się odnalazły w świecie IT jak i wręcz przeciwnie. Jest to zderzenie dwóch żywiołów, w których spotyka się nie tylko tych, którzy niejako „poczują” i polubią ten świat, ale też takich, którzy postrzegają branżę IT czysto pragmatycznie, jedynie pod kątem finansowym. Myślę, że taki stan rzeczy w pewnym stopniu odpowiada za „produkowanie” pracowników nie posiadających pewnych istotnych predyspozycji i bagatelizujących (lub nie dostrzegających) takowych”.
Andrzej nie uważa, żeby każdy programista, był w istocie programistą z powołania. Jednak nie chce też oceniać czyichś wyborów. Jak twierdzi jest to sprawa indywidualna każdego, kto decyduje się wejść do IT. Czy jest to dobre dla całej branży? Zdecydowanie nie. Nie wszyscy mają predyspozycje, żeby zająć się programowaniem.
Czy istnieje programista idealny?
Jedno jest pewne: Przepis na programistę nie istnieje. Żeby dobrze działać w tym zawodzie, trzeba mieć pewne cechy, takie jak: cierpliwość, dokładność, czy skrupulatność (choć wiadomo, że nie zawsze można utrzymać nerwy na wodzy). Programista nie powinien też bać się podejmowania wyzwań. W końcu to one popychają go w kierunku dalszego rozwoju. O tym jak istotny jest rozwój, Andrzej mówi następująco:
„Trzeba się cały czas rozwijać. Ciągle trafiasz na nowe rzeczy, których musisz się po prostu nauczyć. Z jednej strony jest to fajne, z drugiej… zawsze będzie to trochę męczące. Umówmy się, stawianie się przed sytuacją, w której nigdy wcześniej się nie było, nie jest komfortowe (…) jednak nie robiąc tego, łatwo jest przegapić moment, w którym pozostaje się w tyle. Z czasem nadrobienie zaległości jest już na tyle trudne, że może przytłaczać i nawet zniechęcać. Dodatkowo świadomość takiego zniechęcenia i zaniechanie dalszego rozwoju jest praktycznie równią pochyłą. Od momentu, w którym nie uczysz się dalej, i to w pełni świadomie, wiesz jak szybko sytuacja będzie się robić jeszcze gorsza…”
Praca programisty nie jest tak łatwa jak się wydaje. To twardy orzech do zgryzienia.
Z kaczką zawsze raźniej…
Gumowa kaczka słynie z „udzielania pomocy” wszystkim programistom. Tłumacząc laikom, chodzi o to, żeby do niej zagadać. Jeśli programista napotka problem, prawdopodobnie w jego kodowaniu pojawił się błąd (czyli słynny bug). Stawia więc wtedy przed sobą żółtego pomocnika i krok po kroku opowiada swoje działania zastosowane w każdym fragmencie kodu. Praktycznym założeniem tego monologu jest wykrycie buga przy pomocy szczegółowej analizy.
A jaką relację ma Andrzej z naszą kaczką Media4U?
„Dla mnie kaczka jest miłym symbolem (…) Stoi na straży tego, że jak coś działa inaczej niż ja się spodziewam, to nie dlatego, że ja się dobrze spodziewam, a kod po prostu robi coś innego. To dlatego, że to ja jestem w błędzie ze swoim „spodziewaniem”. Od tego momentu moim zadaniem jest dojść linijka po linijce do miejsca, w którym mogłem coś przeoczyć, gdzie został popełniony błąd. Bądź co bądź program zawsze działa nie tak, jak się spodziewamy, tylko tak jak faktycznie został napisany”.
Obecność kaczki zawsze w cenie
Andrzej czerpie frajdę ze swojej pracy. Jak zaznacza, przed nim jeszcze dużo doświadczeń. Nie tylko tych zawodowych. Hobbystycznie również zajmuje się kodowaniem. Przed maturą zaangażował się z kolegą w projekt, który cierpliwie czeka na dokończenie:
„Mieliśmy kilka pomysłów na programy, z których jeden polegał na graniu na giełdzie. (…) Pracowaliśmy nad tym pół roku kompletnie od zera. (…) Byliśmy wtedy kompletnymi żółtodziobami, jeśli chodzi o pisanie kodu. . . Więc de facto cały ten program był przepisywany od nowa chyba trzy razy. (…) Za każdym razem chcieliśmy, żeby to było zrobione na maksimum naszej obecnej wiedzy. I w ten sposób doszliśmy do pierwszej, działającej wersji. No ale szkoła się skończyła. Skończył się też regularny kontakt. Ja zacząłem też pracę i nie było już czasu na to, żeby to dokończyć. A szkoda. Szkoda, bo to było fajne” .
Pomimo przerwy mamy nadzieję, że Andrzejowi uda się wznowić swoją współpracę, a ambitny projekt ujrzy światło dzienne. Życzymy naszemu koledze jak najlepiej, powodzenia!